21.09.2015 Tovarnik/Chorwacja
Dworzec kolejowy w mieście Tovarnik,
przy granicy chorwacko-serbskiej. Tysiące uchodźców i imigrantów próbuje
przedostać się w głąb Europy. Jest 4 rano. Wjeżdżamy powoli pod stację
kolejową. Zostajemy odprawieni z kwitkiem, bo tam nam wjechać nie wolno.
To nic, parkujemy gdzieś samochód i idziemy na piechotę. Intuicja
Dawida podpowiada, aby jednak przed snem podejść pod sam dworzec i
zobaczyć, jak on wygląda. Jest cicho, idziemy przez śpiące pole
namiotów, jak się potem okazało, pustych. Porzucone ubrania, naczynia,
koce. Idziemy w kierunku stacji. Ku naszemu zdziwieniu widzimy tłum
ludzi siedzących na ziemi. Niektórzy przysypiają, okrywają się kocami,
rozmawiają. Kroczymy wśród gasnących małych ognisk. Policja chorwacka
stoi kordonem przy pociągu. Czekamy. Po chwili policja pozwala od lewej
wchodzić do pierwszego wagonu, dość sprawnie ale spokojnie, każdy po
kolei wchodzi do pociągu po schodach zrobionych z dwóch dużych pustaków.
Młodzi mężczyźni, kobiety, ojcowie z dziećmi. Policjanci zawsze biorą
dziecko do rąk, aby podać bezpiecznie rodzicom przy wejściu do wagonu.
Pytamy niektórych, skąd są - mówią, że Syria, Afganistan, Pakistan. A
gdzie dziś jadą? Nie do końca wiadomo. Zagrzeb lub Węgry. Odjeżdzają dwa
pociągi. Wolontariuszki, (jedna miała na imię Alex), zbierają
pozostawione koce. Tovarnik to jedno z miejsc na drodze "wędrówki
ludów".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz